Uzupelnie zdjecia z Brisban jak je... znajde! ;-) Wsrod 10 tysiecy fotek to nie lada wyzwanie.
A teraz kolejne odwiedzane w lipcu miasto: Perth. Mam tam liczna rodzine, rodzony brat mojej mamy osiedlil sie w Australii Zachodniej w 1949 roku. Przyplynal statkiem z Wloch do Fremantle jako mlody czlowiek po wojennej tulaczce, tak sie zaczela australijska galaz naszej rodziny.
Doczekal sie 3 corek i 2 synow, ale moze przedstawie przedstawicieli najmlodszego pokolenia? Prosze bardzo, oto Dylan, z nowym aparatem na zebach, ktory bez zmruzenia oka mi pokazal do fotografii czym mnie ujal nieslychanie. Oraz najmlodsza wnuczka Leia z uroczym pieskiem. Kochane, slodkie dzieciaki o wydawaloby sie szczesliwym dziecinstwie, ale nie tak do konca. W maju 2007 roku odszedl ich tata, chorowal 5 lat na rodzaj raka krwi, mial 43 lata. Moj cioteczny brat Tadziu jako kolejny nosil to imie dla upamietnienia brata dziadka, ktory zginal na wojnie w wieku lat 21. Te historie poznaje poprzez rozmowy z moja mama i wlasnie jej bratem Wladyslawem, do ktorego wybralismy sie do Collie, gdzie mieszka wraz z ciocia Irena. I wnukiem Paulem, ktory w wieku lat kilkunastu doczekal sie syna Alexa. Paul jest kucharzem w malej restauracyjce, jest bardzo powaznym mlodym czlowiekiem, sympatycznym choc malomownym i niesmialym. Ciocia Irena do dzis nie moze dojsc jak to sie stalo, ze zostal ojcem z taka niesmialoscia w tak mlodym wieku...
Tym razem jechalismy do nich zima australijska, w deszczu, bylo po drodze bardzo zielono. Wujo pogral na akordeonie warszawskie kawalki, pospiewalismy razem, ale rozstawac sie bylo trudno... Moze krotki filmik z pozegnania? Jesli sie uda. Po drodze mijamy sady cytrynowe, smieszna kamienna kanape dla zmeczonego kierowcy, ladne krajobrazy...