piątek, 18 listopada 2011
Juz dosc dawno w Polsce
...ale czasu malo na uzupelnianie wpisow, kiedys jednak dokoncze te watki zalegle.
sobota, 17 stycznia 2009
PERTH w Zachodniej Australii
Uzupelnie zdjecia z Brisban jak je... znajde! ;-) Wsrod 10 tysiecy fotek to nie lada wyzwanie.
A teraz kolejne odwiedzane w lipcu miasto: Perth. Mam tam liczna rodzine, rodzony brat mojej mamy osiedlil sie w Australii Zachodniej w 1949 roku. Przyplynal statkiem z Wloch do Fremantle jako mlody czlowiek po wojennej tulaczce, tak sie zaczela australijska galaz naszej rodziny.
Doczekal sie 3 corek i 2 synow, ale moze przedstawie przedstawicieli najmlodszego pokolenia? Prosze bardzo, oto Dylan, z nowym aparatem na zebach, ktory bez zmruzenia oka mi pokazal do fotografii czym mnie ujal nieslychanie. Oraz najmlodsza wnuczka Leia z uroczym pieskiem. Kochane, slodkie dzieciaki o wydawaloby sie szczesliwym dziecinstwie, ale nie tak do konca. W maju 2007 roku odszedl ich tata, chorowal 5 lat na rodzaj raka krwi, mial 43 lata. Moj cioteczny brat Tadziu jako kolejny nosil to imie dla upamietnienia brata dziadka, ktory zginal na wojnie w wieku lat 21. Te historie poznaje poprzez rozmowy z moja mama i wlasnie jej bratem Wladyslawem, do ktorego wybralismy sie do Collie, gdzie mieszka wraz z ciocia Irena. I wnukiem Paulem, ktory w wieku lat kilkunastu doczekal sie syna Alexa. Paul jest kucharzem w malej restauracyjce, jest bardzo powaznym mlodym czlowiekiem, sympatycznym choc malomownym i niesmialym. Ciocia Irena do dzis nie moze dojsc jak to sie stalo, ze zostal ojcem z taka niesmialoscia w tak mlodym wieku...
Tym razem jechalismy do nich zima australijska, w deszczu, bylo po drodze bardzo zielono. Wujo pogral na akordeonie warszawskie kawalki, pospiewalismy razem, ale rozstawac sie bylo trudno... Moze krotki filmik z pozegnania? Jesli sie uda. Po drodze mijamy sady cytrynowe, smieszna kamienna kanape dla zmeczonego kierowcy, ladne krajobrazy...
BRISBANE
Daaaaawno nie pisalam... Ale uzupelniam, a wiec po kolei: w lipcu bylismy w Brisbane, stolicy stanu Queensland, port, miasto uniwersyteckie. Nie bylam zachwycona uroda tego miasta, czulam sie w nim tez okropnie stara! A to dlatego, ze mieszkalismy w poblizu uniwersytetu i wszedzie widzialam mlodziez, glownie azjatyckiego pochodzenia, wiecznie gdzies spieszyli... A takich jak ja w srednim wieku i starszych jak na lekarstwo spotykalam w autobusach i na ulicach, w centrum miasta rowniez. Bylam pod wrazeniem, jak nowoczesnie zorganizowany jest transport autobusowy w Brisbane, jak bezkolizyjne drogi, jak wiele tuneli i podziemnych przejazdow, w samym srodmiesciu baza autobusowa pod ziemia centrum handlowego. Wszystkie przystanki ze stali i szkla, czystego!
Widzialam cos dla mnie egzotycznego, w kazdym razie jak do tej pory nie widzialam tak bezpruderyjnie urzadzonego zakladu kosmetycznego, w ktorym poddawano pielegnacji stopy! Idac ulica zatrzymalam sie przed ogromna wystawa okienna, przez ktora zobaczylam szereg wysokich foteli, moze ze 12 a na nich siedzialy kobiety w roznym wieku, o roznych typach urody i figury. Na wysokosci ich golych nog siedzial drugi rzad mlodych kobiet, ktore ze swoich stoleczkow robily pedicure klientkom siedzacych w fotelach wyzej, no zdumiewajace! Ze tak na oczach przechodniow i w takiej liczbie to mnie naprawde zdziwilo... Cena takiego zabiegu byla nawet dosc dostepna, nawet przyszlo mi do glowy skorzystac z uslugi, ale nie moglam przelamac jakiejs dziwnej niesmialosci: zeby tak zaraz wszystkim pokazywac swoje haluksy i spekane piety?! Nie, dziekuje, wole zaciszniejsze warunki... Ale zaluje, ze nie zrobilam zdjecia tej wystawy, warto by bylo pokazac cos takiego w Warszawie jako ciekawostke, no trudno.
Za to zrobilismy zdjecie... hm, jak to nazwac? Zrobilismy zdjecie czemus co plywalo na rzece, trudno orzec co to bylo: skrzyzowanie zaglowki z trabantem i rowerem wodnym? Zreszta sami popatrzcie na zdjecie, na pewno sam ktos to zbudowal, dlatego mimo braku urody tego "plywaka" (bo jednak toto nie tonelo a utrzymywalo sie na wodzie!) postanowilam go pokazac by wynagrodzic czyjs wysilek, hm, ale co tu innego mozna pochwalic? Nawet koloru nie dobrano wlasciwego tylko taki g.....y, o reeeety!
Za to cudowne kolory kwiatow w parku, tutaj rosna gwiazdy betlejemskie ogrodowe, w roznych barwach!
poniedziałek, 23 czerwca 2008
Zdarzyl sie okropny wypadek na Gold Coast...
...chyba wczoraj czy przedwczoraj podano w wiadomosciach australijskiej TV, ze spadlo dwoch mezczyzn myjacych szyby wiezowca, zdaje sie ze z poziomu 40-go pietra... Jest mi z ta wiescia okropnie, bo widzialam dwoch ludzi myjacych szyby jednego z drapaczy chmur w Pacific Fair, moze to ci sami ludzie?! Pamietam, ze balam sie patrzec jak oni to robia, co dopiero wyobrazic sobie jak oni sie czuja na tej wysokosci na cienkich linach. Zrobilam im zdjecia...
niedziela, 15 czerwca 2008
Gold Coast c.d.
...teraz glownie zdjecia z poziomu ziemi a nie lotu ptaka. Spacerowalam po Surfers Paradise i mialam rowniez prosty cel: kupic sobie tutaj ladny kostium kapielowy! No bo gdzie moga byc ladniejsze jak nie na Gold Coast? Trafilam z latwoscia do sklepu z kostiumami na glownej ulicy i... utkwilam w nim na cale dwie godziny! Przesympatyczna sprzedawczyni, ktora podawala mi kolejne egzemplarze i kolejne rozmiary powiedziala mi przy wyjsciu, ze wcale nie jestem rekordzistka, bywaly panie jeszcze bardziej niezdecydowane i dluzej wybierajace. Ale to juz byla chyba z jej strony czysta kurtuazja ;-) A najsmieszniesze jest, ze w koncu kupilam... identyczny z tym, jaki byl w oknie wystawowym w sklepie w Coolangacie, z ostatniej letniej kolekcji. Podziwialam go przy kazdej wizycie w kawiarence internetowej czy zakupach spozywczych, bo to byla ogromna witryna z fotografia modelki ubranej w ten kostium. Zapatrzylam sie czy co? Moze jednak spece od reklamy wiedza co robia, kiedy tak ogromne fotografie agresywnie wpajaja klientkom (bo panowie to chyba sa odporniejsi na to) co jest warte ich ciezko zarobionych dolarow? Pociesza mnie tylko mysl, ze zaplacilam o 50$ mniej niz ten na miejscu w Coolangacie, czyli zwrocily mi sie koszty biletow dwudniowych podrozy do Surfers Paradise, a nawet obu posilkow strawionych w pieknej scenerii ;-) Jeden zjadlam niemal na "dachu swiata"... A cappuccino tam na 77 pietrze smakowalo mi wyjatkowo... Co tam, zyje sie raz!
piątek, 13 czerwca 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)