niedziela, 15 czerwca 2008
Gold Coast c.d.
...teraz glownie zdjecia z poziomu ziemi a nie lotu ptaka. Spacerowalam po Surfers Paradise i mialam rowniez prosty cel: kupic sobie tutaj ladny kostium kapielowy! No bo gdzie moga byc ladniejsze jak nie na Gold Coast? Trafilam z latwoscia do sklepu z kostiumami na glownej ulicy i... utkwilam w nim na cale dwie godziny! Przesympatyczna sprzedawczyni, ktora podawala mi kolejne egzemplarze i kolejne rozmiary powiedziala mi przy wyjsciu, ze wcale nie jestem rekordzistka, bywaly panie jeszcze bardziej niezdecydowane i dluzej wybierajace. Ale to juz byla chyba z jej strony czysta kurtuazja ;-) A najsmieszniesze jest, ze w koncu kupilam... identyczny z tym, jaki byl w oknie wystawowym w sklepie w Coolangacie, z ostatniej letniej kolekcji. Podziwialam go przy kazdej wizycie w kawiarence internetowej czy zakupach spozywczych, bo to byla ogromna witryna z fotografia modelki ubranej w ten kostium. Zapatrzylam sie czy co? Moze jednak spece od reklamy wiedza co robia, kiedy tak ogromne fotografie agresywnie wpajaja klientkom (bo panowie to chyba sa odporniejsi na to) co jest warte ich ciezko zarobionych dolarow? Pociesza mnie tylko mysl, ze zaplacilam o 50$ mniej niz ten na miejscu w Coolangacie, czyli zwrocily mi sie koszty biletow dwudniowych podrozy do Surfers Paradise, a nawet obu posilkow strawionych w pieknej scenerii ;-) Jeden zjadlam niemal na "dachu swiata"... A cappuccino tam na 77 pietrze smakowalo mi wyjatkowo... Co tam, zyje sie raz!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz